LETNIA BELGRADZKA MOZAIKA
Pierwszy obraz
Stary BIGZ. Ogromny budynek – moloch, w którym niegdyś mieścił się budzący
respekt wydawniczy kombinat. Dziś zaniedbany i popadający w ruinę. W pewnym
momencie „przyuważyli” go młodzi muzycy i opanowali część pomieszczeń. A że
młodzi muzycy to świat zasadniczo nieforsiasty budynek i dalej niszczeje – tym bardziej,
że trudno inwestować w coś, co należy niewiadomo do kogo. Tak na marginesie
Belgrad jest miastem mogącym się „pochwalić” ogromną ulicą straszących
ogromnych budowli – niegdyś siedzib wielkich świetnie prosperujących przedsiębiorstw
państwowych, dziś rozpadających się
potworów o niejasnej strukturze własnościowej pogłębiających tylko
przygnębiające wrażenie ziemi niczyjej. Wróćmy do Bigzu. Sierpniowy wieczór.
Upalny do bólu. Na ósmym piętrze koncert Katariny Pejak. Młodej artystki o niesamowitym
głosie, o której – jestem do tego w stu procentach pewna - świat jeszcze
usłyszy. Samo wejście do budynku jest przeżyciem samym w sobie – underground w
czystej postaci. Trudno się oprzeć wrażeniu, że próg budynku jest progiem
oddzielającym dwa różne światy i jego przekroczenie jest równoznaczne z
cofnięciem się w czasie o przynajmniej pół wieku. Oczywiście winda nie działa –
a nawet gdyby działała to nie jestem pewna czy miałabym odwagę do niej wejść.
Mimo, że wspinamy się w górę to wciąż mi się wydaje, że każde kolejne piętro
jest coraz niższą kondygnacją prowadzącą do miejskiego Tartaru.
Dotarliśmy na szczyt – pomieszczenie, które w zamiarze miało być klubem,
ale najwyraźniej pomysłodawca zniechęcił się w połowie drogi.. nieważne. Taras,
wielki, z cudowną panoramą na pół Belgradu... naprawdę pięknie! Potem dwie
godziny świetnej muzyki. Najwyraźniej underground pryzmat sprawił, że to co
słyszały uszy i na co patrzyły oczy stało się jeszcze wyraźniejsze. Suma sumarum
niesamowite przeżycie: i jako całość, i wszystko z osobna.
http://www.youtube.com/watch?v=THzgC4EXjew
http://www.youtube.com/watch?v=iOQAgP2C1s8
Drugi obraz
Zupełnie przypadkowe spotkanie. Trochę nieprawdopodobna opowieść o
tajemniczej Jazztoracji. Potem telefon z zaproszeniem. Zemun – austrowęgierska część
Belgradu, niegdyś odrębne miasteczko, które w jakimś momencie zlało się z
Belgradem - ku wyraźnemu niezadowoleniu mieszkańców Zemuna. Mam problem ze
znalezieniem uliczki (gospodarz mnie zresztą ostrzegł, że tak będzie) – koło kościoła
jest ta uliczka, koło tej tamta, a 50 metrów dalej ta, która prowadzi do mojej.
Jest! Niesamowite miejsce, do którego zmierzam to koniec ulicy... kojarzy się z
kresem drogi – nie można pójść już dalej... konspiracyjnie pukam kołatką i....
znowu próg, który oddziela dwa światy! Zamyka się za mną brama i oto nagle
znalazłam się w toskańskiej trattorii...tak mi się zdaje, gdy rozglądam się po
podwórku z ciasno ustawionymi stoliczkami ... ale gdy zerknę w bok jestem
przekonana, że siedzę nad morzem – widzę tylko taflę wody podczas, a drugi brzeg
Dunaju ukrył się gdzieś w półmroku. Miejsce jedyne w swoim rodzaju – koncerty
dla przyjaciół w domu i organizacji Sasy Sopceka i jego uroczej towarzyszki
Nataszy. Byłam parokrotnie. Za każdym razem świetny jazz w wykonaniu mistrzów –
niby nonszalancja, a jednak wysoka klasa. Przyszło mi w pewnym momencie do
głowy, że wraz z przekroczeniem progu Jazztoracji osiągnęłam kolejny stopień
wtajemniczenia... miasto dopuściło mnie do swojej tajemnicy, ukrytego miejsca,
gdzie czas mierzy się ilością taktów i nikogo nie martwi to, że północ juz
dawno minęła...
http://www.youtube.com/watch?v=RG0L3aPmmtc
http://www.youtube.com/watch?v=W73nEzCrdBc&feature=relmfu
Trzeci obraz
Ulica Skadarska – potocznie zwana Skadarlją. Miejsce niezwykle
popularne wśród turystów, a ze względu na ceny unikane przez „tubylców”. Uliczka, gdzie niegdyś królowała tutejsza
bohema – pisarze, aktorzy, reżyserzy, dyrektorzy teatrów – tu się tworzyło
wielkie dzieła i później czciło ich sukcesy bądź analizowało porażki! Dziś jest
to miejsce kojarzące się z kilkunastoma tradycjonalnymi restauracjami
usytuowanymi po obu stronach ulicy i kilkoma galeriami. Uroku uliczce dodaje „skadarska
aktorka” przechadzającą się od restauracji do restauracji i recytująca wiersze
największych serbskich poetów, niegdyś bywalców Skadarlji. Ale to nie jedyna
atrakcja Skadarlji – każda restauracja ma swoją własną orkiestrę, która w
letnie wieczory nie rzadko sytuuje się przed budynkiem restauracji koncertując
pod chmurką. Zdarza się, ze kilkanaście orkiestr stojąc niemalże obok siebie gra
w zapamiętaniu własny repertuar... efekt końcowy bywa czasem... hmmm mało
muzyczny - delikatnie rzecz biorąc. Obserwowałam kiedyś myzykantów (myślę, że
to najwłaściwsze określenie dla skadarskich „artystów” – z całą moją sympatią
względem tychże) i nie mogłam sie oprzeć wrażeniu, że wielu z nich przygrywa ot
tak dla własnej przyjemności, niezależnie od tego co akurat gra pozostała część
orkiestry... razu, któregoś w Skadarlji gościł maestro Robby Lakatos oraz jego orkiestra – wyszedł zachwycony
mistrzostwem lokalnych muzyków – najbardziej zachwycił go skrzypek mający
zamiast strun...kabelki telefoniczne... słyszałam na własne uszy :)
No i jeszcze kocie łby... autentyczne, XIX-wieczne i nie do pokonania
w butach na obcasie.
Pamiętam Skadarlję w czasach jej świetności – w 1989 roku turystów tam
było tak wielu, że nie sposób było się przepchać z jednego krańca na drugi –
potem zupełnie opustoszała... była smutną zapomnianą uliczką... teraz, wraz z
powrotem do Belgradu turystów, Skadarlja stara się odzyskać swój dawny
splendor... ale czas i nieinwestowanie w obiekty zrobiły swoje – dziś Skadarlja
przypomina podstarzałą damę, która żyje dawnymi wspomnieniami, ale wyświechtany
strój zdradza jej wiek i status...
Mimo to miło jest przespacerować się tamtędy od czasu do czasu, usiąść
na chwilę przy lampce wina i posłuchać staromiejskiej muzyki w wykonaniu
skadarskich, na swój sposób urokliwych „orkiestrantów”
http://www.youtube.com/watch?v=-qAKpnb73ms
http://www.youtube.com/watch?v=MrtSl4bieQQ&feature=relmfu