niedziela, 17 marca 2013

MOJ SOPSTVENI GRADIĆ BELZ



MOJ SOPSTVENI GRADIĆ BELZ
http://www.youtube.com/watch?v=PSwtTo3bDf8

Čula sam kako su ovih dana mnogi gunđali na sneg, na vetar, na hirovito proleće koje nikako da stigne. I ja sam imala svoje učešće u tom opštem nezadovoljstvu. A onda sam morala jedno veče otići u radnju i odjednom, dok sam išla kroz parkić, doživela sam  „deja vu“ – bilo je isto tako belo, tiho, idilicno, žurila sam kroz isti takav parkić – samo što je to bilo skoro 2000 km odavde, a meni je bilo mnogo manje godina. Onda sam ugledala i drugu sliku: mali mraz, poput ovog sad, nas je štipao u obraze dok smo se kao sumanuti jurili oko crkve nakon večernjeg časa veronauke. Imali smo bezbrižnih 14 godina... Od tad do sad videla sam mnoga mesta, probala razne ukusne, iskusila razne stilove života, ali me ipak pojedini mirisi, zvuci, asocijacije koje traju ponekad samo delić sekunde stalno vraćaju u uspomene ne Pariza, ne Lisabona i ne Praga već malog gradića na severu Poljske, koji je toliko nebitan da ga na kartama uglavnom i nema, i za koji sam sigurna da ga uopšte ne volim! Ne volim, ali mi ponekad nedostaje. I tako, kad ga se zaista uželim, odem. A  onda posle dva, najviše tri dana shvatim, po ne znam koji put, da ja tamo više ne pripadam. Da više ne umem da tamo živim – da ne volim male, usnule, letargične varoši, da sam u međuvremenu postala ovisnik adrenalina i brzog života! Da volim veliki grad (moguće da je to neki kompleks deteta iz provincije, ali iskreno rečeno ni malo mi to ne smeta) - sa svom njegovom bukom i sveprisutnim haosom. Volim pomisao na sve mogućnosti koje pruža – od kojih naravno ne moram izabrati nijednu. Volim anonimnost među gomilom ljudi i volim „mrak“ velikog grada čija su glavna osobima vrišteća svetla reklama i koji naravno nema veze sa pravim mrakom.  Čudno je sve to – nedostaje mi grad koji ne volim, uživam u pomisli da imam na raspolaganju mnoge mogućnosti, na koje se ipak ne odlučujem, u potrazi za anonimnošću idem među gomilu! Čeznem za mirom, a privlači me njegova sušta suprutnost tj. veliki grad. Tražim ljubav ali od nje vešto bežim. Gde je tu logika? Ili je to možda ono što neki imaju na umu kada podrugljivo napućivši usta uz naglašeno treptanje izgovaraju „ženska logika“?
Dakle kome – čemu pripadam? Gomili ili samoj sebi? Onom što mi se čini da volim ili pak onom od čega bežim? Određuju li me moji strahovi ili ambicije? Da li genotip koji nosim u sebi zaista mora biti presudan za moju sudbinu? I da li uopšte postoji nešto što smo definisali „sudbinom“ ili je to samo opravdanje za našu lenjost i neuspehe? I da li je to uopšte bitno? I za koga? Naši nazovi sagovornici ionako nas ne slušaju, bolje od nas samih znaju šta smo hteli reći, zašto patimo od glavobolja, za čim u životu tragamo i gde je naše mesto na zemlji. Olako nas svojataju („ti si naša“, „ti si se s nama skroz srodila“ – i još sto drugih varijacija na tu temu) ne shvatajući da upravo ovim besmislenim izjavama pokreću u nama odbrambeni mehanizam i otpor. Da nisam zarobljenih konvenanasa i ponašanja kojeg se očekuje od kulturne osobe vikala bih na sav glas: „Nisam ja ničija! Svoja sam i samo svoja! Slušaj šta pričam! Gledaj govor mog tela! Prestani da mudruješ jer pojma nemaš o čemu pričaš“. Naravno nikad to neću učini jer se od mene „ne očekuje“ takva reakcija, jer sam ja „fina, staložena žena“ (o Bože kakve gluposti! Staložena žena!!) – kao i uvek osmehnuću se vrhovima usana i dok smirujem sevalice u očima reći ću „staloženo jer se to od mene očekuje“ – „Da, naravno“ uz jos jedan veštački, plastičan osmeh. Mudrica-Sveznalica će se samozadovoljno promeškoljiti u stolici, srknuti kafu i uputiti mi pogled iz serije „žao mi je što za razliku od mene ni o čemu nemaš pojma“. Primetila sam da ili ja ne umem da biram društvo ili na svetu ima sve više Mudrica-Sveznalica – napornih, punih sebe narcisa koji nam se unose u lice sa svojim autoritativnim stavovima na teme o kojima nemaju blagog pojma.
Dakle, gde je moj gradić Belz? Mislim da ni ja sama ne znam. Ali sam sigurna da ako ga nekad nađem odmah ću ga prepoznati. Za sad tragam za njime i čeznem. Možda bih ipak mogla ubrzati stvari? Možda bih mogla da pokušam da ga sagradim sama? Onako po mojoj meri? Možda ću tad dobiti odgovor na pitanje gde pripadam i u čemu je zapravo suština mene same...

http://www.youtube.com/watch?v=kbmI1JZw6e4

niedziela, 10 marca 2013

Polegaj na mnie jak na Zawiszy Czarnym



Polegaj na mnie jak na Zawiszy Czarnym
Nie za siedmioma górami i nie za siedmioma lasami, ale raptem jakieś 130 kilometrów od Belgradu, na wschodnich rubieżach Serbii, tam gdzie Dunaj jest najszerszy w całym swym biegu (jego szerokość osiąga tam prawie 7 km!) usytuowane jest małe, na pozór nijakie miasteczko Golubac (Gołębiewo? :)). Golubac, podobnie jak większość serbskich miasteczek tego typu, nie umie wykorzystać swoich walorów  turystycznych – zarówno tych geograficznych, jak i historycznych.
Wróćmy do tego „na pozór” z pierwszego zdania: ot mała marina, ryneczek jakich tysiące, hotel a’la późny Gierek (z niewyobrażalnie pięknym widokiem z tarasu – ale tego nie widać jeśli się przez miasteczko tylko przejeżdża) – czyli nic, co by nas skłoniło aby się tu zatrzymać. Ale... ale jeśli się jakimś cudem zatrzymamy... to już będzie całkiem inna perspektywa.
Może dwa, a może i trzy kilometry za miasteczkiem znajdują się zaniedbane ruiny Golubskiej Twierdzy, na którą składa się dziewięć połączonych ze sobą wież (niektóre mają nawet 25 metrów wysokości). Wieże niegdyś umożliwiały obronę miasta zarówno z wody jak, i z lądu. Do miasteczka można było dotrzeć mostem zbudowanym nad fosą. Nie wiadomo kiedy dokładnie twierdza powstała i kto ją wybudował – pierwsze zapisy potwierdzające jej istnienie pochodzą z 1335 roku.
Różne były losy twierdzy i samego Golubaca – raz był pod panowaniem Węgrów, to znów Turków, potem Serbów. Ale pewnie nie każdy wie, że również dla nas, Polaków, Golubac jest symbolicznym i w pewnym sensie bliskim miastem. W obronie Golubskiej Twierdzy poległ bowiem polski rycerz Zawisza Czarny, który przybył wraz z 6000 tysiącami polskich rycerzy by wesprzeć Serbów w obronie chrześcijaństwa.  Legenda mówi, że Turcy pojmali Zawiszę, a jego przepięknie zdobiona zbroja sprawiła iż byli przekonani, że w ich rękach znalazł się serbski władca, toteż odcięli Zawiszy głowę i triumfalnie zawieźli ją tureckiemu sułtanowi. Bezgłowe ciało Zawiszy, według legendy, pochowane zostało na podwórcu, oddalonego o jakieś 10 km od Golubaca, prawosławnego monasteru Tumane. Dziś jest to żeński monaster, siostry hodują tam pszczoły i podróżnych chętnie pokrzepiają pysznym miodem i wspaniałą – również własnej roboty – rakiją. Czasem też matka przełożona opowiada, kiwając w zadumie głową, o bohaterskich czynach Zawiszy Czarnego, wielkiego polskiego... uwaga... wezyra! :) Monaster warto obejrzeć – jest skromny, ale niezwykle urokliwy. W Tumane można też posłuchać ciszy – a taka możliwość się niestety coraz rzadziej zdarza.
Z naszym Gołębiewem wiąże się wiele legend – od samej nazwy miasteczka począwszy. Baśniowe teorie są różne. Według jednej z nich, w głównej baszcie twierdzy, ze względu na swój kształt nazywaną Wieżą Kapeluszową, uwięziona był bizantyjska księżniczka Jelena, która walcząc z samotnością i smutkiem zaprzyjaźniła się z gołębiami, stąd późniejsza nazwa miasteczka. Inna legenda – najbardziej znana – mówi o tym, że w czasach, panowania tureckiego w mieście mieszkała piękna dziewczyna o imieniu Golubana. Wieści o jej nieziemskiej urodzie dotarły w końcu do tureckiego paszy. Pasza zaczął obdarowywać piękną Golubanę jedwabiem, perłami i przepiękną biżuterię, mając nadzieję, że w ten sposób nakłoni ją, by zamieszkałą w jego haremie. Ale dziewczyna, niczym wanda co nie chciała Niemca,  odrzuciła zaloty paszy. Wszystkie dary wyrzuciła do Dunaju. Pasza bardzo się rozgniewał i postanowił ukarać krnąbrną Golubanę. Kara była straszna. Przywiązał piękną dziewczynę do skały wystającej z Dunaju mając nadzieję, że ta się pokaja  i zechce stać się oblubienicą paszy. Dla upamiętnienia tego wydarzenia skałę nazwano Babakaj co po turecku znaczy „pokajaj się”.
Ze skałą Babakaj związana jest jeszcze jedna legenda, która głosi, że namiestnik miasta Golubac zamknął swą niewierną żonę w wieży znajdującej się na szczycie tej skały osądzając ją na głodową śmierć.
W czasach nam już współczesnych w okolicach miasta Golubac wybudowano na Dunaju wielką elektrownię wodną noszącą nazwę Djerdap. Dla potrzeb elektrowni skałę Babakaj zatopiono. Ale do dnia dzisiejszego z rzeki wystaje część skały Babakaj, która zawsze wywołuje wspomnienie tych i wielu innych legend. Na marginesie – polecam odwiedzenie Parku Krajobrazowego Djerdap  - niewiele jest piękniejszych miejsc na ziemi niż to!
Golubac położony jest w tej części Serbii która słynie z bogatego świata duchów, rusałek, wróżek, krasnoludków, elfów i tym podobnych istot. Mój przyjaciel Goja, historyk z tamtych stron i znawca lokalnych legend, wierzeń i mitów, twierdzi, że naukowo udowodniono, iż w pobliżu Twierdzy w Golubcu mieszkają krasnoludki. Najłatwiej jest je „wykryć” w zimie, gdy w śniegu widać malutkie ślady ich stópek. Zdradził mi nawet, że jeśli w zimie zobaczymy w pobliżu twierdzy, unoszącą się nad śniegiem parę to musimy wiedzieć, że nie jest to para, ale dym z krasnalich kominów – trzeba tylko przyłożyć w tym miejscu ucho do śniegu i usłyszymy gwar płynący z ich domostw. Szkoda, że nigdy nie byłam w Golubacu w zimie...
Okolica Golubaca słynie także z jedynego na świecie wampira, który ma papiery „na bycie wampirem”. Mianowicie wiedeński namiestnik w swoim raporcie nr 58 z dnia 21 lipca 1725 roku  informuje swoje szefostwo, że we wsi Keseljevo pochowano wampira! (dokument opublikowano w Dzienniku Wiedeńskim). A było to tak:  we wsi Keseljevo zmarł lokalny nierób i pijaczek Petar Blagojević. Ponieważ tenże za życia sprawiał wiele problemów i pożytku z niego nie było żadnego, nikt się jego śmiercią nie przejął. Wkrótce jednak ludzie zaczęli się skarżyć, że Petar nawiedza mieszkańców wsi – a kogo nawiedzi, ten szybko umrze. Ludzie się bardzo zaniepokoili i postanowili odkopać  Petra i sprawdzić czy jego ciało wskazuje iż jest on wampirem.  O wszystkim poinformowali lokalnego popa i namiestnika prosząc aby ci dołączyli do „wizji lokalnej”. Później namiestnik napisał: „ razem z popem wybrałem się do wsi Kisiljevo, obejrzałem już wykopane ciało Petra Blagojevicia i poświadczam z całą prawdziwością, że dokonałem następującego odkrycia:
Po pierwsze, ani z ciała, ani z grobu w ogóle nie było czuć zapachu charakterystycznego dla zmarłych. Ciało, za wyjątkiem nosa, który się trochę zapadł, było całkiem świeże, włosy, broda, a nawet stare paznokcie odpadły, a na ich miejsce wyrosły nowe, stara biała skóra zaczęła się łuszczyć, a pod nią powstała nowa. Twarz, ręce, stopy i całe ciało są takie, jakie nawet za życia nie były, a w jego ustach zauważyłem, co mnie bardzo zdziwiło, ślady świeżej krwi, którą według opinii ludzi wyssał ze swych ofiar. We wniosku znajdują się wszelkie indykacje (wyżej wymienione) przedstawione ludziom, którzy ich wysłuchać chcieli. Ponieważ, pop i ja, byliśmy świadkami tego spektaklu, a masa się coraz bardziej rozwścieczała, była coraz bardziej niespokojna, oni w wielkim pośpiechu zaostrzyli kolec, przyłożyli go do piersi trupa i wbili go prosto w serce, przy czym nie tylko z tej rany, ale i z ust i uszu popłynęła świeża krew, a były obecne i inne dzikie znaki (z szacunku ich nie wymieniam). Na końcu, często wymieniane tu ciało, zgodnie z obyczajem na popiół spalono, a ja o tym informuję wielce szanowne  właściwe władze i przy tym posłusznie i uniżenie przesyłam prośbę by każdy błąd uczyniony przy rozwiązywaniu tego problemu przypisać motłochowi, który był nieprzytomny ze strachu”.  I co? Może się jeszcze jakieś miasto pochwalić „udokumentowanym” wampirem?.
Po spotkaniu z serbskim wampirem można wyskoczyć do Rumunii, wszak dzieli nas tylko Dunaj. Do hrabiego Draculi co prawda daleko, ale może trafi się jakiś inny, mniej utytułowany.  
Jak już będziemy mieli dość krasnali, wampirów i rycerzy na 20 km od Golubaca znajduje się urocza wypoczynkowa miejscowość Srebrne Jezioro z całkiem niezłym zapleczem turystycznym – można tu dobrze zjeść, wypocząć na plażach nad Srebrnym Jeziorem (sztuczny zbiornik powstały podczas budowy elektrowni Djerdap) bądź nad Dunajem, pospacerować i nabrać nowych sił, by tym razem posłuchać opowiadań o lokalnych wołoskich  mitach i legendach, a te są nie tylko piękne i baśniowe, ale i niezwykle... pikantne! - ...bo ponoć nikt ta nie umie kochać jak Wołoszki – i nikt mi nie chce powiedzieć czy to tylko legenda czy szczera prawda :)).