środa, 13 listopada 2013

I ZNOWU KSIĄŻKI



I ZNOWU KSIĄŻKI

Było o Targach Książki po serbsku, będzie o Targach Książki po polsku. Dla równowagi w przyrodzie. Między innymi. Impreza warta uwagi choćby ze względu na ponad 158 000 sprzedanych w tym roku wejściówek! W czasach, gdy wszyscy narzekamy, że ludzie masowo przestali czytać jest to statystyka budząca nadzieję. Jeśli zadowolimy się statystyką. Ale Belgradzkie Targi Książki to nie tylko statystka. To swego rodzaju zjawisko socjologiczne, które zasługuje, by mu się uważniej przyjrzeć. W każdym bądź razie Targi Książek to pora i miejsce, gdzie należy być widzianym. Należy też zadbać o to, by jak największy krąg bliższych i dalszych znajomych odebrał informację o naszej bytności na Targach . Najlepszy efekt uzyskujemy, gdy damy się złapać jakiejś kamerze – w miarę możliwości należy pokazać wypchane po brzegi reklamówki z książkami. Te ostatnie można kupić niemalże na kilo – 3 za 100 dinarów (jedno euro). Jeśli nie wpadnie się  w kadr, którejś z lokalnych telewizji,  robimy zdjęcie sami i publikujemy we wszystkich możliwych sieciach społecznościowych.  Zdjęcie też obowiązkowo z worem książek! Kpiny kpinami, ale jest to naprawdę impreza ogromna! W dniu szkolnym (od lat jest to czwartek) z całej Serbii zjeżdżają się autobusy przywożące uczniów, którzy chciał nie chciał, tego dnia obcują z książkami w tak dzikim tłumie, że przebić się przez halę nie sposób. Mnie osobiście taki sposób  popularyzacji literatury  pewnie by bardziej do książki zniechęcił niż przekonał, ale to już mój problem.  Oferta jest oczywiście też ogromna – jakby nie było wystawia się ponad 800 wydawców. Co się na tę ofertę  składa to już całkiem inna sprawa. Jak wszędzie na świecie, w Serbii rynek książki też jest  zalany wątpliwej wartości bestsellerami, poradnikami, podręcznikami do nauki języka obcego w 20 dni i literaturą fantasy.  Gdy już przebrniemy przez różnej maści wróżki, smoki, wynurzenia prezenterek i gwiazdek i wreszcie wszelkie „jak go zdobyć”, „jak schudnąć” i „jak odmłodnieć” oraz księgi z gatunku „świętych” możemy się zająć przeglądaniem oferty dla wytrawnych czytelników. I jest w czym wybierać – tłumacze najwyraźniej znają się na rzeczy, bo na stoiskach serbskich wydawców nie brakowało książek, o których mówi się (bardzo)dobra literatura światowa. Zwolennicy współczesnej literatury europejskiej też mieli okazję do wydania majątku -  widziałam bardzo dobre tytuły. 
Serbscy wydawcy nie stronią też od polskich pisarzy. Oczywiście największą popularnością cieszą się wśród nich klasycy. Do faworytów, żeby nie powiedzieć pewniaków, należą Gombrowicz, Miłosz, Szymborska, Herbert, Różewicz, Zagajewski.  Nie ukrywam, że uniosłam brwi ze zdziwienia, gdy na jednym ze stoisk znalazłam tłumaczenie Andrzeja Bursy. Tego autora akurat się nie spodziewałam. Równie zdziwiona byłam widząc Kieszonkowy atlas kobiet Sylwii Hutnik.  Diametralnie różni „bohaterowie literatury”, a zdziwienie jednakowo duże. Wśród wielu tytułów przemknęła mi Wojna polsko-ruska Doroty Masłowskiej, widziałam Gretkowską, Kapuścińskiego, Głowackiego, Stasiuka, Lipską.
Olga Tokarczuk i Krzysztof Varga mają już swoją ustaloną pozycję na tutejszym rynku czytelniczym – zresztą oboje byli gwiazdami tegorocznych Targów. K. Varga miał okazję porozmawiać z czytelnikami o swoich dwóch książkach, które w tym roku ujrzały światło dnia w języku serbskim – Gulasz z turula (Kornet) i Trociny (Plato). W 2013 roku ukazała się też czwarta powieść Olgi Tokarczuk w wydaniu serbskojęzycznym tj. Prawiek i inne czasy (Paideia).  Szkoda, że czytelnicy dopiero teraz, tj. już po lekturze Domu dziennego, domu nocnego oraz Biegunów, mogli przeczytać Prawiek. Wydaje mi się, że czasem trudno jest dostrzec piękno roślinki, z której wyrósł cały ogród jeśli przedtem dane nam było podziwiać ogród. W komfortowej sytuacji są natomiast ci czytelnicy w Serbii, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z O. Tokarczuk -  oni zaczną od prawieku czyli  Prawieku, napisanego przed siedemnastoma laty. 
Tegoroczne debiuty na rynku serbskim to Gottland M. Szczygła (Sluzbeni glasnik), Traktat o łuskaniu fasoli W. Myśliwskiego (Clio) i Pensjonat P. Pazińskiego (Akademska knjiga). Mam nadzieję, że szybko znajdą swoich czytelników i że już wkrótce (może na przyszłe targi) pojawią się kolejne książki tych autorów.
Widziałam też tomiki poezji (może lepiej powiedzieć broszurki z poezją) w maciupeńkich nakładach  200 - 250 egzemplarzy – Wiedemann, Mańczyk, Ostrowski, Sonnenberg. Na tym samym stoisku, w tym samym nakładzie, opasłe tomiszcza z  antologiami  polskiej poezji z różnych okresów.
Oczywiście moje buszowanie po stoiskach z książkami nie ograniczało się wyłącznie do literatury polskiej – tym bardziej, że tę najchętniej czytam w oryginale :)
Nie mogłam się oprzeć nowej książce Jeleny Lengold – serbskiej mistrzyni opowiadania. Już parę lat temu zafascynował mnie jej zbiór opowiadań Vasarski madjonicar (Festynowy magik), za który zresztą została nagrodzona Europejską Nagrodą Literacką. Każda kolejna książka Jeleny Lengold jest według mnie jednakowo dobra i warta przeczytania. Kolejna moja zdobycz to Slustrik (Koniec) Milena Alimpijevicia – opowieść o końcu, który jest też początkiem, fatum, które ciąży nad każdym z nas,  zwykłych codziennych wyborach, nieuchronności zdarzeń i przemijaniu. Swoją prywatną bibliotekę uzupełniłam też o kolejne książki Aleksandra Tismy – według mnie jednego z najlepszych serbskich współczesnych  prozaików. Moim tegorocznym okryciem jest węgierski pisarz Laslo Krasnahorkai. Po polsku ukazały się  jego trzy powieści Szatańskie tango (2004), Melancholia sprzeciwu (2007) oraz Wojna i wojna (2011). Powieści Krasnahorkai są z jednej strony opowieściami o Węgrzech i Węgrach, a z drugiej strony to uniwersalne obrazy nie tylko Europy Wschodniej, ale i świata. A potem było jak co roku. Jak za każdym razem, gdy wychodzę z dobrzej zaopatrzonej księgarni i jestem bardzo rozżalona, że moje mieszkanie nie ma nieskończonej ilości półek, na których mogłabym układać wciąż nowe i nowe książki oraz, że ja nie mam nieskończonej ilości wolnego czasu, w który mogłabym te wciąż nowe i nowe książki czytać. Póki co pozostaje mi układanie książkowych piramid i czytanie, gdy tylko się ku temu nadarzy okazja tj. czas.

poniedziałek, 11 listopada 2013

„VREME PROLAZI. IZGOVORENA REČ OSTAJE“



„VREME PROLAZI. IZGOVORENA REČ OSTAJE“
http://www.youtube.com/watch?v=F9Fmy1Z_5uA


Sedim nasred sobe. Oko i iza mene leži haotično nabacana gomila knjiga. Ispred mene isto knjige, ali sad već poređane u disciplinovane kolone:  za čitanje uskoro, za čitanje tokom viška slobodnog vremena, treću kolonu čine već pročitane dok je četvrta - i ne baš tako mala – oličenje mog zanosa i loše procene.  Na četvrtoj gomilici nalaze se knjige dve vrste – one koje su me razočarale i kojima se nikad više neći vraćati, i one koje sam kupila i ne znajući čemu – a sad ih uzimam u ruke, svaku ponaosob, i pitam se šta mi uopšte bi i zašto sam ih kupila. Opet gledajući knjige odvojene za čitanje ne mogu da ne pomislim, bar na trenutak, o upravo završenom sajmu – sajmu knjiga, sujete i taštine. Sajam - veliki vašar, gde se knjige mogu kupiti na kilo (3 za 100 dinara – kao čarape na Zelenom vencu!), gde vas saleću raznorazni skribomani vukuću vas za rukav i utrpavajući svoje knjige uz priču „ ja sam srpski Šekspir“, „ja sam najbolji pisac samo to još niko nije shvatio“, gde su popusti samo šarena propagandna laža (u knjižarama su cene iste ili skoro iste),  i na kraju, gde je skoro nemoguće pronaći među zapanjujućom nadprodukcijom knjiga koje se mogu okarakterisati jedinstvenom parolom „mediokriteti mediokritetima“ prave knjiške bisere. No ko na vašaru traži bisere?! ... Duduše nisam htela da pišem o tome – nasuprot, htela sam o knjigama koje sam upravo smestila na gomilicu „pročitane“. Tri od njih zaslužuju specijalnu pažnju i preporuku – naravno po mojim ličnim kriterijumima. Prva od njih (dame imaju prednost) su sjajne autobiografske zabeleške Monike Jaruzelske – kćerke upravo ONOG Jaruzelskog s kojim savremena istorija ima sve veći problem dok odgovor na pitanje da li je on negativac ili pak u nekom smislu pozitivac uopšte nije više toliko očigledan. Dakle knjiga Drugarica Gospođica (Towarzyszka panienka) – je primer odlične lagane publicistike – svi su tekstovi napisani britkim jezikom koji obiljuje ironičnim opaskama i smislom za humor. Na trenutke ozbiljna – ne patetična! – u drugim momentima izaziva osmeh pa čak i glasan smeh prilikom pokušaja da se zamisle neke situacije o kojima govori autorka, a čiji je jedan od aktera ozbiljan general. Nadam se da će čitaoci u Srbiji imati priliku da nekad pročitaju ovu knjigu – i da je dožive i kao priču o sasvim običnoj porodici ovog poljskog „komunističkog diktatora“ i kao model kako je moguće distancirati se i bez suvišne patetike, nezdravih emocija i potrebe za dokazivanjem „nečeg tamo“ ispričati priču o jednom momentu nacionalne istorije o kojoj se može govoriti  bez opterećenja i bez nepotrebnog uplitanja političara, naučnika (posebno kvazi naučnika!) i drugih sveznajućih i bogom danih mudrica i proroka. Druga sjajna knjiga je zbirka reportaža Marjuša Šćigjela pod zajedničkim naslovom Gotland (u srpskom izdanju (Službeni glasnik) pojavila se na ovogodišnjem sajmu). Marjuš Ščigjel je jedan od naboljih poljskih reportažista i pozanavalaca čeških (ne)prilika – jer je upravo Češka (i Čehoslovačka) tema ovih Ščigjelovih reportaža. Priča ne bi bila tako potresna da i mi nemamo sopstevene uspomene iz tog perioda što nas dovodi do zaključka da su nam iskustva donekle slična no ipak (za svu našu sreću!) različita! Cela je knjiga neki pomalo šizofren miks događaja, junaka, priča koje ipak povezuje jedna stvar, a to ljudska želja za preživljavanjem uprkos svemu! Knjiga je stekla priznanje i čitalaca (književna nagrada Nike čitalaca u 2007) i stručne javnosti (nominacija za Nike, Evropska nagrada za književnost i niz drugih međunarodnih nagrada). Zaista vredi pročitati – može poslužiti kao odličan antidotum svaki put kad nam podne na um da sami sebe sažaljevamo zbog istorijskih nedaća. Istoriju dodiruje – iako na skroz drugačiji način – autor „moje“ treće knjige tj. Pjotr Pazinjski. On je došao na sajam povodom izdavanja svoje prve knjige Pansion (Akademska knjiga), knjige koja me je privukla nekom svojom unutrašnjom nežnošću pripovedanja o svetu koje je isčezao. No nije Pansion moj favorit već Ptičje ulice (Ptasie ulice), druga knjiga Pazinjskog, koja u nekom smislu nastavlja (iako uopšte ne mora tako biti) „pansionsku“ priču. Ptičje ulice  (naslov nimalo slučajan – predratni nazivi ulica u Varšavi bili su upravo ptičijeg porekla – Guščija, Vranija, Gavranska) –  veza su i sa konkretnim mestima i sa poljskim piscem – legendom tj. Brunom Šulcom. Ptičje ulice čine četiri pripovetke – četiri priče o pokušaju da se odbaci tradicija i baština i sazrevanju do spoznaje da su te iste izvor i naš hleb nasušni. Ptičje ulice su priča o vremenu koje  istovremeno i traje i prošlo je i tek dolazi, a sve se to događa istovremeno i ponaosob. Vremenu u kom smo zarobljeni i koje sami pokušavamo zarobiti. Priča o pogrebnoj povorci koja nikako da stigne do odredišta – jer šta i gde je njeno odredište?! I dok sam čitala o svim tim stvarima koje postoje u svom nepostojanju nisam mogla da ne razmišljam o mojoj prošlogodišnjoj šetnji po starom jevrejskom groblju u Vroclavu. Bio je jesenji dan, sumaglica nikako da se povuče, vlažan vazduh se lepio za obraze, a ja sam posmatrajući stare i zaboravljene spomenike, pokušavala da prizovem lica Jankela, Rifke, Samuela, Estere i drugih i kad sam u nekom momentu pomislila da se uopšte ne bih začudila da odjednom ugledam povorku koja ide pored mene no ipak mimo mene. Ova knjiga je dopunila moj tadašnji doživljaj i probudila želju da ponovo obidjem ono groblje ne bih li začula u daljini, vekove daleko, no ipak nekako blisko, melodiju cimbala na kom svira neki sitan Jakov.     
Imala sam nameru da pisem i o drugim stvarima. O spletkama i intrigama, igricama, trenutnoj slavi koja je nekima udarila u glavu, pokušajima da se obezvredi trud drugih, sitnim podmetanjima i pakostima, ali sam pomislila da svi ti mali ljudi koji se bakću takvim stvarima ne zaslužuju ni najmanji ostvrt! Ni najmanji trag na papiru...

poniedziałek, 6 maja 2013

SUMORNA NEDELJA



SUMORNA NEDELJA
www.youtube.com/watch?v=Y6jNM649e5g
                                                                 
                                                                „Postoji samo jedna stvar koja se ne može pobediti. Smrt.”

Ovih dana pokušavam pojmiti sav taj cinizam koji u svojim knjigama prosipa Kšištof Varga. Varga je savremeni poljski pisac (Poljak po majci i Mađar po ocu), prevođen na više jezika –u tome i na srpski. Bio je pre par godina gost Prozafesta u Novom Sadu, biće gost ovogodišnjeg Sajma knjiga u Beogradu.
Postoje pisci koje nam odmah „legnu“, ima takvih koji nam nikad ne postanu neki favoriti, ali ima i tih koji iziskuju određeno vreme kako bismo ih pojmili i osetili. U nadi, a sad već i u  ubeđenju, da je takva duhovna veza između mene i Varge po treći put pokušavam pročitati njegovu zbirku eseja Gulaš od turul ptice. Shvatila sam da je razlog neke moje početne odbojnosti verovatno moje slabo poznavanje istorije i mentaliteta Mađara što je lektiru činilo sporom i sličnom pokušaju da se brzim korakom prođe kroz prašumu. A pošto je to neizvodljivo našla sam svoj sopstveni „metod“ čitanja Varge. Sticajem okolnosti, danas baš u nedelju, dođoh do teksta o mađarskom majstorstvu samouništavanja u smislu samoubistava. Prava studija sa veoma dirljivom i punom tuge pesmom Szomorú vasárnap (Sumorna nedelja) čiji je tekst napisao László Jávor, a muziku je 1933. komponovao Rezső Seress. Pesma je uskoro postala prava himna samoubica. Kako sam je slušala više puta – prvo na mađarskom, a zatim na poljskom i na srpskom nisam mogla da u jednom momentu ne pomislim na poljske poznate  samoubice. – naravno nikako u svrhu licitacije sa mađarskima, već eto radi nekog prisećanja! Palo mi je na pamet nekoliko imena velikih pisaca koji su rešili da prekrate sebi život. Ne znamo zašto su se odlučili na takav korak iako ih je, po svemu sudeći, čekala sjajna karijera. Da li je razlog bio alkohol ili droga, možda usamljenost i osećaj odbačenosti ili alijenacije? Možda bolest? Teško je reći. Ali nesumnjivo su svi bili veliki talenti i izuzetni umetnici. I bilo ih je mnogo! Među njima ima i takvih koji posebno jako utiču na moj senzilibitet i ukus i koji su bili jako važni u formiranji nelih mojih ličnih stavova.
Rafal Vojaček ubio se kad mu je bilo svega 26 godina. Bio je veoma kontroverzna ličnost i bez obzira na činjenicu da je umro tako mlad spada u grupu najbitnijih poljskih posleratnih pesnika čije je stvaralaštvo promenilo profil poljskog pesništva. Vojaček je pripadao grupi  „prokletih pesnika“ (pesnici čiji je način života bilo učešće u raznim društvenim  skandalima i čije je stvaralaštvo bilo neshvaćeno dok su bili živi, ali je posle njihove smrti postajalo predmet obožavanja i kulta. Toj grupi grupi su između ostalih u Poljskoj pripadali Edvard Stahura, Andžej Bursa, Stanislav Grohovjak, dok od stranih poznatih pesnika npr. Šarl Bodler, Artur Rembo, Pol Verlen, Edgar Alan Po, Vilijam Blejk i Aleksandar Blok).
Pesme Rafala Vojačka pune su gneva i besa, ali i nežnosti i osećajnosti. U suštini njegove su pesme odsjaj njega samoga, svih suprotnosti koje su bile u njemu i trzavica koje su njime potresale i koje su bile razlog opijanju alkoholom i mnogim psihičnim krizama čiji je krajnji rezultat bilo samoubistvo.
Rafal Vojaček je objavio dve zbirke pesama: Sezona (Sezon) i Drugačija bajka (Inna bajka), a nekoliko zbiraka objavljeno je nakon njegove smrte, od kojih su po meni najupečatljivije: Nedovršena krucijata (Nie skończona krucjata) i Kojeg nije bilo (Którego nie było).
Čuveni poljski reditelj Leh Majevski (režirao je npr. film Mlin i krst, koji je srpska publika mogla gledati na prošlogodišnjoj Poljskoj filmskoj jeseni) inspirisan ovim velikim poljskim pesnikom 1999. godine snimio je film Vojaček.
                         
Molba[1]
Učini nešto kako bih se mogla još više razgolititi
Poslednji list stida odavno sam već bacila
I najprozračniju uspomenu haljine sam takođe isprala
I bez obzira što nikog goljeg od mene gole
Sigurno nisi mogao imati, učini nešto da poverujem
Učini nešto, da se još više otvorim
U poslednju poru kože si mi tako davno ušao
Da ne mogu poverovati da postoji vreme kad tamo nisi bio
I bez obzira što ne verujem da neko može biti više za tebe
Otvoren od mene, uradi nešto, otvori me, razgoliti

Isto tako kako je Rafal Vojaček u nekom smislu obeležio sedamdesete godine prošlog veka Edvard Stahura je bio definitivno simbol osamdesetih godina. I on je, kao i Vojaček, pripadao grupi „prokletih pesnika“ čiji je kult rođen tek posle pesnikove smrti. Stahura je ne samo sjajan pesnik, ali i odličan pisac i pripovedač.
Pesme Stahure su pune magije i tuge. Nije ih lako razumeti – još teže prevoditi. Teško je odupreti se utisku da je svaka pesma sledeći korak ka smrti, pokušaj da se shvati tajna života i smrti, da se dođe do cilja – a cilj je smrt. Sličnog duha je i njegova proza, za koju kritičari kažu da je knjiženi dokument samouništenja. Čitaoci su ga zapamtili kao autsajdera, pustolova, pomalo čudaka, pa donekle i proroka. Takav imidž spojen sa slikovitim, veoma metaforičnim i jakim načinom pripovedanja u poeziji i prozi svrstali su ga u najkultnije poljske pisce i pesnike, a od njega samog stvorili legendu. Stahura je sebi oduzeo život 1979. godine, ali se do danas njegove pesme ne samo čitaju već i pevaju, posebno kasno u noć, kad gori logorska vatra, zvezde zasuju celo nebo, čak se i vetar stiša kao da sluša reči mudrih pesama ispevanih uz gitarsku pratnju...

www.youtube.com/watch?v=vhuN7tmhNwI&list=RD02MCtO1w2KEPw

 „Umirem
za moje grehe i nevinost moju
za nedostatak, koji osećam svakim delićem tela i svakim delićem duše
(...)
jer čak ni ludila nisam bio pošteđen
jer me sve užasno boli
jer se gušim u tom kavezu
jer usamljena je duša moja sve do smrti
jer se na vreme završava poslednji papir još samo korak i neka
Živi Život
jer sam stao na početku, jer me je povukao otac i staću na kraju
i neću okušati smrt.“
Stanislav Ignaci Vitkjevič – Vitkaci. Jedan je od najprepoznatljivih umetnika međuratnog razdoblja. Podjadnako sjajan pisac, slikar i filozof. Važio je za veoma tajanstvenog umetnika, ali i skandalistu. On sam, kao i drugi poljski modernisti namerno su od skandala pravili način života kako bi na taj način šokirali malograđansku javnost. Vitkaci je prvi umetnik koji javno eksperimetniše sa opojnim sredstvima kako bi stimulisao svoje umetničke mogućnosti. Uljane slike nastale pod uticajem droga poneki smatraju najbolji delima Vitkacija koji su najbliži Čistoj formi za kojom je Vitkaci tragao u svakom obliku svog stvaralaštva. Kasnije njegova Teorija čiste forme iskorišćena je i u pozorištu. U tom smislu je Vitkaci postao inspiracija mnogih reditelja –na primer Tadeuša Kantora i donekle Grotovskog.
Nisu do kraja jasni i provereni okolnosti smrti Vikacija. Pored opcije samoubistva (koja je veoma verovatna) postoji teorija o tome da je Vitkaci samo lažirao svoju smrt jer je to bio deo scenarija njegovog filma Mistifikacija. Ipak nema jakih dokaza koji bi potvrdili ovu teoriju. Teško je pisati o Vitkaciju – njegove slike treba videti, odnosno knjige pročitati. Neke njegove drame prevedene su na srpski jezik. On je svakako jedna od „najšarenih“ ličnosti poljske moderne.
Kako sam krenula da istražujem temu samoubistava u svetu umetnosti shvatila sam da je to tema za mnogo obimniji rad. No bez obzira na to što smrt cenjenog umetnika poput Majakovskog ili Hemningvaja jeste gubitak koji poprima drugačije dimenzije od smrti anonimne jedinke, svakog je života podjednako žao!

http://www.youtube.com/watch?v=b8FpTw65Vks


[1] Prevodi svih pesama: Dagmara  Luković

niedziela, 5 maja 2013

UMARŁ TITO! NIECH ŻYJE TITO!



UMARŁ TITO! NIECH ŻYJE TITO!
http://www.youtube.com/watch?v=29Q9QvNCJlU

04. maja 2013, w 33 rocznicę śmierci Josipa Broza Tito

04 maja, trzydzieści trzy wcześniej, w szpitalu w Lublanie umiera Josip Broz Tito. Parę dni później w pogrzebie wodza, któremu wielkości – podoba się to komuś lub nie – odebrać nie sposób, bierze udział około 700 tysięcy ludzi. Delegacje państwowe ze 129 krajów (żegnają Marszałka, który grał na nosie Wschodowi i Zachodowi, był wzorem i szansą (a przynajmniej tak sądzili) na lepsze życia dla tzw. państw niezaangażowanych i krótko trzymał narody zamieszkujące tereny byłej Jugosławii. W ostatniej drodze Brozowi towarzyszy 111 głów różnych państw. Są wśród nich są królowie, prezydenci, premierzy, szefowie parlamentów. Obecność tylu szefów państw – w tym głoszących za niezwykle demokratyczne,  wywołuje oburzenie lokalnych dysydentów, którzy w Brozie widzieli tyrana i gwałciciela praw narodów i jednostek. Był to największy pogrzeb polityka w XX wieku. I był to nie tylko pogrzeb tego konkretnego człowieka. Wraz z nim umarła jedna epoka.
04 maja, trzydzieści trzy później, na placu przed Muzeum Historii Jugosławii w obrębie, którego znajduje się Dom Kwiatów, będący jednocześnie miejscem spoczynku Josipa Broza Tito, całkiem spory tłumek ludzi. Na parkingu przed muzeum kilkanaście zaparkowanych autokarów – na tablicach rejestracyjnych widać oznaki Bośni i Hercegowiny, jest Słowenia i Macedonia, samochody z rejestracjami z całej Serbii – jednak zdecydowanie najwięcej autokarów ma rejestracje... chorwackie! 
Podchodzę bliżej, by lepiej się przyjrzeć kolorowemu wiecowi – oczywiście nim doszłam do epicentrum wydarzeń musiałam się bronić przed sprzedawcami materialnych symboli jugonoslagii – w ofercie były identyfikatory z flagą starej dobrej „Jugi”, ze zdjęciami Tito  i czymś tam jeszcze, można było nabyć najróżniejsze znaczki i zapinki , chustki, apaszki, chorągiewki, popiersia wodza – wszystko naturalnie w ex-yu stylizacji.  
Docieram do głównej areny. Teren oflagowany jak się patrzy, z Towarzyszem Tito w centralnej części sceny. Przy mównicy zmieniają się przedstawiciele Komunistycznych Partii BiH, Macedonii, są komuniści s Puli i Rijeki. Towarzysz Suboticy nawołuje do walki o ideały Tito oraz do ponownego zjednoczenia narodów byłej Jugosławii. Przemówienia przerywane są „programem artystycznym” :
„A teraz poprosimy towarzyszkę z Suboticy, aby zarecytowała swój wiersz napisany na cześć Josipa Broza Tito” . Leciwa Towarzyszka z Suboticy wychodzi na mównicę i recytuje hymn ku czci Wodza. Przy słowach „Boże jeśli istniejesz oddaj nam Tita” jej głos się załamuje ze wzruszenia.  Publiczności udziela się wzruszenie Towarzyszki z Suboticy. Rozlegają się gromkie brawa. Towarzysz Tito pochowany zaledwie kilkaset metrów od mównicy, której przypadł udział we zruszeniu zapewnie uśmiecha się pod wąsem.  https://docs.google.com/file/d/0Bw8ND-6oLtm1UkUwQTE1ajc5RWM/edit
Tu mała dygresja – sprawa pochówku Broza Tito nie jest wcale tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. Nie ulega wątpliwości, że Tito, zgodnie z własnym życzeniem, pochowany został w Domu Kwiatów (Kuća cveća). Dom Kwiatów to wybudowany w 1975 roku specjalnie dla Broza zimowy ogród z gabinetem do pracy i pokojami wypoczynkowymi. Pawilon położony był w bliskiej odległości rezydencji, w której Tito mieszkał. Po jego śmierci pawilon przekształcono w mauzoleum, a w jego centralnej części umieszczono katafalk. Przez wiele lat czterech pięknie umundurowanych gwardzistów wyprężonych niczym struny na harfach stało tu na warcie,  dbając, by nikt z odwiedzających nie zakłócił snu Wodza. Była w tym miejscu jakaś nieopisana  magia. Słońce oświetlające przeszklony pawilon z boków i przez szklany dach, bogaty bukiet zapachów i kolorów setek ułożonych w kopiec kwiatów złożonych na katafalku wzbogacały wizualne przeżycie obrazu impresjonistycznego, który ja, odwiedzając to miejsce na początku lat 90-tych, w swojej wyobraźni nazwałam „Kropla w czasie”.   Myślę, że gdyby Claude Monet miał okazję zobaczyć tę samą scenę, której ja byłam nie tylko widzem, ale i uczestnikiem, namalowałby jeden ze swoich najwspanialszych obrazów oddających ulotność chwili.
A potem przyszły lata dziewięćdziesiąte i pewnego dnia do Domu Kwiatów zaproszono dziennikarzy. Na pozór wszystko było takie same. Słońce i dalej zaglądało przez szklane ściany, pachniały kolorowe kwiaty, gwardziści wciąż stali na przypisanych im miejscach. Po kilku chwilach poproszono o wyłączenie kamer. Jeden z gwardzistów zauważył, że jest  kamerzysta, który nie wyłączył urządzenia. Gwardzista podszedł i bez słowa stanął tak, by przysłonić kamerze obraz. Wszystko trwało nie dłużej niż pół minuty. Katafalk cicho zjechał  w dół, zamiast wystającego podestu pojawiła się niemalże równa z podłożem płyta, miejsce góry kwiatów zajęło kilka wieńców. Gwardziści zrobili w tył zwrot, by już nigdy się w tym miejscu nie pojawić. Przyszło mi wtedy do głowy, że właśnie jestem świadkiem zamknięcia się pewnego kręgu – obraz „Kropla w czasie” roztrzaskał się właśnie o marmurową posadzkę, a ja nie wiedzieć czemu przypomniałam sobie słowa  C.K. Norwida „ideał sięgnął bruku”. A co było później? Nie do końca wiadomo. Niektórzy wtajemniczeni twierdzą, że jednej nocy prochy Josipa Broza Tito (teraz symbolu całego zła i nieszczęść, które spadły na narody byłej Jugosławii) przewieziono niepostrzeżenie z Belgradu do Kumrovaca, miejscowości, gdzie się Tito urodził. Inni, równie wtajemniczeni, uważają, że trumna nie opuściła Domu Kwiatów, ale została dobrze ukryta w podziemiach, by nie paść łupem rozwścieczonych i rozgoryczonych ludzi dla, których wielki Broz przestał być wielkiego symbolem zwycięstwa, a stał się symbolem równie wielkiej porażki.
Zresztą miejsce obecnego pochówku to nie jedyna tajemnica otaczająca osobę Josipa Broza Tito. Wiele się spekuluje na temat jego pochodzenia – jedna z opcji zakładała nawet, że jest on polskim Żydem. Zwolennicy teorii spiskowych nie wykluczają, że podczas jednej z „wizyt szkoleniowych” w Moskwie prawdziwy Josip Broz został zlikwidowany, a na jego miejsce podstawiono sowieckiego agenta, który wcielił się w  przedstawiciela narodu posiadającego  cechy idealnego wodza – ponoć są na to dowody! Jakby nie było kult Josipa Broza Tito osiągnął niewyobrażalne rozmiary – rozwinęło się przekonanie o jego nieśmiertelności, niemalże boskości, a to oczywiście pociągnęło za sobą wręcz religijny stosunek do „wielkiego wodza”,  jego boskie czczenie i wiarę w mitologiczną wręcz wszechmoc.
Jednym ze sposobów okazania oddania narodu było ogłoszenie dnia urodzin Wodza  Dniem Młodości. Tego dnia młodzież z całej Jugosławii przekazywała swemu władcy sztafetę młodości wraz z życzeniami. Ciekawe jest to, że jeszcze jakieś siedem lat po śmierci Tito przekazywano sztafetę – był to więc jedyne w swym rodzaju zjawisko składania hołdu ... duchowi! Dziś sztafety przechowywane są właśnie w Domu Kwiatów i niektóre z nich można obejrzeć na muzealnej wystawie – a jest ich w sumie ponad 20 tysięcy!   
Gdy zmieniły się czasy i rządy, nowi włodarze z dokładnie taką samą zaciekłością z jaką mit budowano działały na rzecz zdekultowania Jospipa Broza, próbując obsadzić w roli idola innego wielkiego-małego boga . Działania powiodły się tylko w części  - czego najlepszym dowodem jest dzisiejszy dzień i wszyscy ci ludzie zgromadzeni przed Domem Kwiatów, będący żywym dowodem na to, że przynajmniej cząstka tego mitu żyje do dziś – choćby w postaci nostalgii, które sprawia, że z różnych regionów byłej Jugosławii wciąż przychodzą listy do Josipa Broza Tito. W tej sytuacji chyba więc najlepiej będzie zacytować piosenkę  „Pljuni i zapjevaj moja Jugoslavijo” śpiewaną niegdyś przez grupę Bijelo dugme, także jeden z symboli Jugosławii www.youtube.com/watch?v=SOMHUXVVQMc.