poniedziałek, 14 stycznia 2013

ŻAD



ŻAD
Zmierzch powoli przechodził w noc. Ciepłą letnią noc. Przez okno dobiegały odgłosy wielkiego miasta. Lubiła wielkie miasta. Pozwalały zachować anonimowość, a jednocześnie dawały złudę iż samotność jest daleko stąd.  Swoje wielkie miasto lubiła szczególnie. Jej serce biło jego rytmem, jej oddech był miarowy gdy serce jej miasta biło miarowo… Miała wrażenie, że mieszka w tym mieście od wieków. A przecież mieszkała tu zaledwie od dwudziestu lat. Ale coś jej mówiło, że jej przygoda z tym miastem rozpoczęła się dużo wcześniej… może w innym życiu?...
Kim była? Czasami wydawało jej się, że jest ptakiem uwiezionym w ciele kobiety. Innym razem stojąc przed lustrem widziała jedynie małą głupią ćmę, którą już tylko centymetry dzieliły od ognia. Czasem myślała o sobie, jak o sarnie, która wpadła we wnyki. Czasem wydawało jej się, że nosi w sobie moc Hekate… a były dni gdy czuła się niczym Artemida…  Czasami miała wrażenie, że w jej ciele kłębią się wszystkie jej wcielenia naraz, że jest bliska … odpowiedzi kim jest naprawdę…
Poranek…
Brzask. Pękają żelazne obręcze ciemności. Ale miasto wciąż śpi. Jego równy oddech jest niemalże namacalny. Oddycha głęboko, miarowo. Tylko, gdzie niegdzie w oknach już – a może jeszcze - palą się światła. Jest tak cicho. Trudno się nie uśmiechnąć na myśl co stanie się z ciszą za dwie godziny… w Kairze poranną ciszę gwałci śpiew muezina. W jej mieście tramwaj jadący tak blisko okna, że trudno się oprzeć wrażeniu, że parkuje prosto w jej śnie. Parkuje? Przejeżdża przez jej piękny sen bez pardonu go rozrywając na strzępy. Próbowała ratować swoje piękne sny budząc się na dwie minuty przed tym nim stary tramwaj wtoczy się na stare szyny biegnące tuż obok jej kamienicy. Ale gwałt pozostaje gwałtem – bez względu na to kto go zadaje…
Czy to możliwe, że jest jedynym przechodniem na deptaku? Czy to możliwe, że udało jej się złapać deptak dopiero szykujący się do przyjęcia tysięcy nóg. Jest trochę rozczarowana – wydawało jej się, była przekonana, że jej miasto nie zasypia nawet na chwilę…
Ona sama też niewiele spała. Jej sen był niespokojny, czujny. Czasami przychodziło jej do głowy, że, w którymś poprzednich wcieleń musiała być wojownikiem i po tym właśnie czasie pozostała jej czujność snu.  Śniła często i gwałtownie. Bała się niektórych swoich snów. Wierzyła, że niektóre z nich są zwiastunami… nie wiedziała tylko czego. Kiedyś o mało we śnie nie umarła. Była o tym przekonana. Siadła na krześle obok swego łóżka i przyglądała się pogrążonemu we śnie swojemu ciału. I wiedziała, doskonale widziała, że jeśli natychmiast całą siłą swej woli nie zmusi swego ciała do obudzenia się, to nie obudzi się już nigdy. A przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Miała jeszcze tak wiele do zrobienia...
Pierwsze promienie słońca zdobywały wciąż bardzo opustoszały deptak. Nie mogła się nie zdziwić. Nie znała go w tym wydaniu. Pusty, nierozpalony do niemożliwości gorącym słońcem… teraz dopiero, gdy jej uwagi nie odciągały setki pędzących w szaleńczym tempie  przechodniów, mogła w pełni docenić jego urok. Stąpała powoli i dostojnie rozkoszując się tym, że ma go tylko dla siebie. Stąpała ostrożnie, by nie zburzyć dziewiczości poranka… Przez ułamek sekundy nie mogła się oprzeć wrażeniu, że już kiedyś kroczyła w ten sam sposób, po tym samym deptaku, choć wtedy nieco inaczej wyglądał – zresztą ona też. Kiedy to mogło być… jej charakterystyczna długa suknia… czyżby deja vu?                                       Ten poranek stanowił cudowny moment intymnego wręcz obcowania z jej miastem. Nikt nie zakłócał  tej niezwykłej chwili zespolenia z miastem, które nagle nabrało zupełnie ludzkiego wymiaru. Wiedziała, że może to trwać zaledwie ułamek sekundy, jeden krótki urywany oddech – potem czar prysł. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Dlaczego? Przyszło jej do głowy, że należy do grupy wybranych. Nielicznej grupy tych, których zmysły są bardziej wyostrzone, na momenty odbierających na nieco innej frekwencji niż „zwykłe odbiorniki”. Niektóre zapachy, dźwięki, obrazy miasta wywołujące całą gamę jej odczuć i wrażeń dla innych były nieosiągalne. Zresztą ona sama nie umiała jasno opisać tego co czuje i co widzi. Oczywiście tych chwil nie było wiele – ale tym bardziej były drogocenne. Czasami jeden dźwięk, wirujący płatek śniegu czy kropla deszczu spływająca po oknie zatłoczonego tramwaju sprawiała, że przed jej oczyma otwierały kadry z filmu, który był jej życiem – w chwili trwającej nie dłużej niż mrugnięcie wracała do czasów, do sytuacji, do osób, z którymi była, gdy deszcz tworzył identyczne wzory na szybie, gdy cisza brzmiała dokładnie tak samo, gdy ludzie byli tak samo zmęczeni… Flash back I już sama nie wiedziała czy burzy boi się ona sama czy może czuje strach swojej babci, która często opowiadała o tym strachu. Czy wewnętrzny niepokój, który odzywał się w niej za każdym razem, gdy słyszała wycie karetki jest jej niepokojem czy też właśnie wdarła się w głąb innej duszy i obcego niepokoju.
Bawiła się słuchając co „obcy” mówią o jej mieście – „jest takie chaotyczne… jest takie staroświeckie… jest takie nieobliczalne… jest tak źle zorganizowane… jest takie zatłoczone… jest takie zaściankowe…. w ogóle jest niepodobne…” Czy tak samo postrzegają i żyją całe swoje życie? Powierzchownie, schematycznie , według wzorów przyjętych przez takie lub inne przewodniki? Czy na co dzień też nie są w stanie dostrzec uroku  tego, co się w nie mieści w ogólnie przyjętych definicjach stanowiących kierunkowskazy w naszym życiu i szablonach narzuconych nam przez innych? Czy chaotyczne nie może być piękne na swój sposób? Czy staroświeckie nie może być urokliwe? Czy nieobliczalne nie może być pociągające?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz