sobota, 9 lutego 2013

KLESZCZE



KLESZCZE
Ulica. Ludzie pędzą na wszystkie strony. Nie tylko ludzie. Kleszcze też.  Trudno jest je zauważyć na pierwszy (i na drugi, a dla mniej wytrawnego obserwatora również na trzeci) rzut oka.  Są niczym kameleony, które upodabniają się do otoczenia. Nie różnią od swoich ofiar.  Mogą być małe, wysokie, grube, długowłose, uśmiechnięte bądź smutne. Drepczą w ślad za swoimi „panami” niczym na niewidzialnej smyczy. Nie ma szansy,  by je  na czas zauważyć i uciec nim się do wybrańca przyssają.  I nie one są na smyczy lecz ich ofiary.

Są. Zaczyna się niewinnie. Niewinnie dla namierzonego celu. Niektóre z nich uśmiechają się do wybrańca zalotnie zaczynając swój godowy rytuał. Obtańcowują przyszłego żywiciela, starają się być niezwykle pomocne, zrobią wszystko, by uśpić czujność wybrańca i jak najbliżej go podejść wkradając się w jego łaski. Inne grają na litość. Są takie nieszczęśliwe, bezbronne, potrzebujące pomocy i wsparcia. Nieludzkim byłoby nie podać im ręki, nie dać się ogrzać własną energią. Więc pozwalasz im się do siebie zbliżyć. Jak na dobrego samarytanina przystało starasz się pomóc, współuczestniczyć w miarę możliwości w ich problemach. Wszystko jest niby w najlepszym porządku. Aż do chwili, gdy zaczynasz sobie zdawać sprawę, że coś jest nie tak, że twoja energia uchodzi gdzieś bezpowrotnie. I w pewnym momencie zrozumiesz, że twoje nogi są tak ciężkie, iż nie jesteś w stanie zrobić ani jednego kroku. Nie możesz się oprzeć wrażeniu, że masz kule u nóg, że nie jesteś już panem swojego czasu i swoich poczynań. Zaczynasz uważniej obserwować świat wokół siebie próbując pojąc co się stało... i nagle je dostrzegasz!  Ludzie kleszcze! Są wszędzie. Jest ich całe mnóstwo! Wybałuszając wyłupiaste oczy naczulają swoje antenki tak, by wchłonąć każdy gram twojej energii. Najpierw próbujesz delikatnie dać kleszczowi do zrozumienia, że przejrzałeś jego grę, że twój czas przestaje być jego czasem. Widząc bezskuteczność swoich prób zaczynasz się szamotać w nadziei, że strząśniesz z siebie pijawkę, że odwrócisz się plecami i pójdziesz własną drogą. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że nadzieje najczęściej bywają niestety złudne. Kleszcz też nie pozostaje bezczynny. Jeszcze mocniej wpija w ciebie pazury, odwołuje się do twojego sumienia lub oburza, oskarżając cię o brak zrozumienia, wywyższanie i brak emocji. Mruży swoje ślepia, przeszywa cię świdrującym spojrzeniem, czasem łka żałośnie, a ty kurczysz się w sobie i choć właśnie walczysz o własną wolność zaczynasz się czuć podle i nie możesz się obronić od narastającego poczucia winy, że robisz coś nie tak. Dopiero teraz zauważasz jak zimne, bezwzględne i wyrachowane jest spojrzenie kleszcza. Ciebie już nie nienawidzi, a jego rozbiegane oczy już tropią nową zwierzynę, już ustawia się tak, by natychmiast zwęszyć zapach świeżej krwi. A ty? Ty ciesz się chwilą wolności, oddychaj pełnią życia nim twoje nogi znów staną się  ciężkie niczym z ołowiu...bo ludzie kleszcze są jak opryszczka – raz dopuszczone do krwi pozostawianą uchylone drzwi dla innych parazytów swego gatunku. A na twoich drzwiach już na zawsze zawisa tabliczka – To jest żywiciel! To może być twoje wygodne mieszkanko!
A ja? Ja właśnie pozbyłam się kolejnego kleszcza! Pozostało na mnie jeszcze kilka – dobrze, że przynajmniej jestem je w stanie zobaczyć. Gdy nabiorę sił po stoczonej i właśnie wygranej  wygranej bitwie wezmę się za następne...

1 komentarz:

  1. Kleszcza dobrze widać jak się fest napije.(Ja tak swojego zauważyłam)Nażłopie się i zaczyna z niego wystawać wstrętne coś.Wtedy wyłazi z niego całe zatrute "przekleszczeństwo".Nic tylko potraktować obcego jak zwykłego pasożyta - usunąć.

    OdpowiedzUsuń