ANNA
Autobus
przełyka kolejne kilometry. Zmieniają się widoki za oknem. Zmieniają się myśli
w jej głowie. Przygląda się coraz to innym obrazom, wywołującym coraz to nowe
skojarzenia… Patrzenie przez szybę ma niewątpliwie swoje dobre strony – jesteś
tak blisko, a możesz zachować dystans. A gdyby tak przyjrzeć się przez szybę
swojemu życiu? Gdyby tak przez szybę popatrzeć na miłości, które dotychczas jej
się przydarzyły? Czy potrafi? A właściwie, co pchnęło jej myśli w tym kierunku?
Splecione ręce, które widziała w prześwicie siedzeń przed sobą? Może las, który
właśnie mignął? Może widok pól, które zdają się nie mieć końca? A może cel
podróży: Srebrne Jezioro. Z tym konkretnym jeziorem nie wiązała żadnych
wspomnień – może niesprecyzowane nadzieje, do których nie chciała się przyznać
przed samą sobą… Może więc Srebrne Jezioro? Lubiła żartować, że w poprzednim
wcieleniu musiała być albo Rusałką, albo straszną Topielicą wabiącą
nieszczęsnych marzycieli w wodne otchłanie. Lubiła wodę. Każdy pobyt nad wodą sprawiał, że otwierały
się najgłębsze zakamarki jej duszy, marzenia wypełzały z zasklepiałej skorupy
Raka, nadzieje wyrywały się z uwięzi… nawet smutki i żale znajdowały upust. Nie
żeby się nimi z kimś dzieliła. A przynajmniej z nikim z krwi i kości. Dzieliła
się nimi z wodą. A ta cichutkimi pluskami potwierdzała, że uważnie słucha, co
jej leży na sercu.
Pomysł
zajrzenia w głąb siebie najpierw wprawił ją w panikę. Było już jednak za późno,
aby się wycofać – wspomnienia zaczęły się wymykać spod kontroli. Postanowiła
jednak, że tę wycieczkę w głąb własnej duszy będzie konsekwentnie obserwowała
właśnie zza szyby, by na końcu móc sobie udzielić porady … może rozgrzeszenia.
Nic osobistego. Nic po znajomości. Szczerze. Zresztą, czyż nie po to wybrała się
na tę wycieczkę na Srebrne Jezioro? Chciała porozmawiać z wodą… to znaczy ze
sobą. Musiała porozmawiać ze sobą. Weszła w czas zmian. Pod każdym względem.
Wciąż miała wrażenie, że wiruje w szalonym tempie. Czuła się tak bezradna nie
mogąc złapać gruntu pod nogami. Z drugiej strony niejasne przeświadczenie
podpowiadało jej, że musi się wyrwać z tego zaczarowanego kręgu, bo za chwilę
będzie za późno. Na co? Na miłość. Na szczęście. Na karierę. Na sukces. Na
życie. A przecież właśnie o tym wszystkim marzyła. Tego pragnęła. Gdy kiedyś, w
ramach „terapii chandrowej”, poszła do fryzjera, w jej ręce wpadł artykuł o
kobietach, które swoje „drugie” życie rozpoczęły po czterdziestce. Uznała go
wtedy za znak boży, głos osobistego anioła stróża, który cichutko dodawał jej
odwagi „dasz radę! ty też tak możesz! uwierz tylko w siebie!” Ten artykuł dodał
je skrzydeł – przecież właśnie tyle lat miała! … i wiele tego zaczynała od
początku. Potem chyba szybko o nim zapomniała i oklapła. A jeszcze potem, było
kilka kolejnych „znaków z nieba”, które unosiły ją niczym skrzydła Ikara.
Zresztą, za każdym razem, los Ikara konsekwentnie dzieliła do samego końca.
Chyba trochę na własne życzenie – nie była ani zdyscyplinowana, ani uparta.
Przynajmniej nie w tym sensie jakiego wymaga realizacja trudnych planów. Ogień
entuzjazmu równie szybko w niej wybuchał, co i zagasał. Jechała więc nad
Srebrne Jezioro, by odzyskać wewnętrzny spokój, by pewne sprawy zamknąć raz na
zawsze . I głośno sobie powiedzieć „niczego nie będę traktować w kategorii
porażek. Są tylko schody. Albo na nie wejdę, albo poszukam innej drogi. Nie
mogę sobie więcej pozwolić na stratę czasu! Teraz pora iść dalej nie oglądając
się wstecz!”! Czuła, że właśnie nadeszła pora, by podjąć decyzję, aby przestać
oglądać się wstecz.
Anna
ma czterdzieści lat. Piękny wiek! Chyba najwłaściwszy do zrozumienia porzekadła
„mieć to doświadczenie, a tamte lata”. Choć akurat ona nie do końca się z nim
zgadza – lubi swój wiek i wcale nie odczuwa potrzeby ujmowania sobie lat, ani
też nie rozpacza, gdy dostrzeże kolejną maleńką zmarszczkę, której na pewno nie
miałaby, mając dwadzieścia lat mniej. Często dyskretnie się uśmiecha widząc
swoje rówieśnice próbujące, sposobem ubierania lub zachowania, oszukać czas. A
jego się oszukać nie da. Nigdy. Anna umie korzystać ze swojej dojrzałości i
doświadczenia. Ma nadzieję, że pozwolą jej one uniknąć pewnych błędów. Choć
zapewne są takie sfery, gdzie żadne doświadczenie nie jest jej w stanie
uchronić przed decyzjami, które mogą być brzemienne w skutki – ot choćby taka
miłość…
Miłość.
Anna zaczyna powolutku schodzić w głąb siebie. Anna obserwatorka zza szyby
widzi, jak ta druga stąpa delikatnie starając się wyłuskać z pajęczyny suszki,
które niegdyś powinny były być pięknymi kwiatami. Czy były? Idzie ostrożnie
starając się ominąć to, czego nie chce pamiętać. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę, że są takie miłości, których nie chce się pamiętać. Powoli odpakowuje
pakieciki ze wspomnieniami – wypadają z nich uniesienia, oczarowania, uśmiechy,
sympatie, pocałunki. Oczy Anny stają się coraz smutniejsze, oddech się spłyca,
serce jakby biło w zwolnionym tempie… Czy to możliwe, że z żadnego zawiniątka
nie wypadła miłość? Czy aby otworzyła je wszystkie?! Raz jeszcze przygląda się
zawartości każdego z nich. Czy ci mężczyźni naprawdę tak niewiele dla niej
znaczyli? Tyle, ile chwila, która wtedy trwała? Zabawy językowe są mocną stroną
Anny – w ramach podświadomej wprawki przeformułowuje pytanie: „czy w jej życiu
nie było ani jednego mężczyzny, który znaczyłby dla niej cały świat?” Skąd się
nagle wzięły te głupie łzy?!... to pewnie wiatr… który nawet przez szybę… to
pewnie tylko pyłek… który przez szybę… Cholerna szyba! Przecież miała uchronić
przed emocjami! Z perspektywy szyby Anna
widzi jeszcze inne pudełeczka – nie należą do niej, ale to właśnie jej imię
zamknięte jest w płatkach róż leżących na ich dnie. Dlaczego nie dostrzegła na
czas ich właścicieli? Miało być szczerze… Ależ oczywiście, że ich dostrzegała.
Była taka próżna… Miało być szczerze…
Bawiła się ich uczuciami… nie dbała o zasadę Małego Księcia, że ponosi
się odpowiedzialność, za to co się oswoi… Szła w przód nie zważając na innych,
by w końcu zostać, jak się teraz okazało,
z … niczym. Raz jeszcze obejrzała „pocztówki z miłości” – czy musiała skończyć
czterdzieści lat, żeby dostrzec, że żadna z nich nie jest trójwymiarowa? Co
jest z tymi łzami?!
Tafla
jeziora jest też niczym szyba – czy tylko miłość nie miała dla niej dotychczas
trzeciego wymiaru? Słychać kwak samotnej kaczki – może ona też przypłynęła nad
Srebrne Jezioro, by rozliczyć się z sobą? Kwak – kwak. Dwie sylaby. An-na.
Czyżby woda chciała coś powiedzieć? Ży-cie… An-na… Mi-łość… Twój-czas…
Słu-chaj… Spogląda na kaczkę, która podpłynęła bliżej – jakby chciała, żeby
Anna dokładnie jej się przyjrzała. Była naprawdę ładna, piękne kolorowe pióra
lśniły w ostatnich promieniach powoli zachodzącego słońca, a jej odbicie w
tafli jeziora, które przybrało czerwonawą barwę, ukazywało rozkosznego ptaka z
dumnie uniesioną głową. Anna uśmiechnęła się do siebie: kaczka, która
uwierzyła, że jest orłem. Moment! Moment! Kaczka, która wyglądała jakby była
orłem! … bo uwierzyła… An-na…
An-na…
Anna
znów się uśmiechnęła. Ale zupełnie inaczej niż przed chwilą. Wyprostowała
plecy. Głęboko wciągnęła powietrze. Ma czterdzieści lat. To zobowiązuje wobec
siebie samej. Jej pióra lśnią już całą gamą barw – ciężko pracowała nad tym, by
nie były to tylko cztery podstawowe kolory. W jej wachlarzu barw w sumie mało
jest przygnębiających odcieni… Gejsze na pewno zachwyciłyby się takim
wachlarzem – a one są znawczyniami w tej materii! (Skąd nagle wzięły się
gejsze?!) A więc ma prawo unieść wysoko głowę i z tej perspektywy spojrzeć na
życie! Ma czterdzieści lat. Niektórzy
traktują to jako koniec pewnej ery i początek drogi prowadzącej ku schyłkowi.
Dla innych to tylko przystanek jeden z wielu – zupełnie bez znaczenia. Jeszcze
inni uważają, że doszli do punktu zwrotnego, który umożliwia ponowny start –
tym razem w świadomie obranym kierunku. Gdzie jest Anna? Kaczka ponownie
podpływa do brzegu. Natura poskąpiła jej daru widzenia w trójwymiarze i w kolorze. Ale to wcale nie przeszkadza jej
stwierdzić, że ma przed sobą osobę, która może jeszcze dosięgnąć gwiazd. Jeśli
tylko tak postanowi… Obie patrzą na siebie uważnie – dwa dumne piękne ptaki…
dwa piękne dojrzałe ptaki… dwa dojrzałe samotne ptaki… dwa ptaki…
Vrlo lepa prica koja, uz ociglednu literarnu vrednost, moze biti "znak andjela cuvara" za sve one koje (koji) traze smisao, i lepotu, u sopstvenom zivotu.
OdpowiedzUsuń