wtorek, 5 czerwca 2012

Kameleony


Coś się kończy. Coś zaczyna. Woda cicho uderza o brzeg. Fale delikatnie całują ląd obiecując wiele. Potem nagle cofają się w głąb szepcąc: czekaj… czekaj… wrócę. W powietrzu unosi się zapach soli. Smak soli zbiera też język zwilżający spierzchnięte wargi.
Brzeg coraz bardziej się oddala i ogarnia mnie to dziwne uczucie, którego nie umiem ująć słowami. Niemoc. To wstrzymanie oddechu, które zaraz potem przynosi wiarę w siebie i to, co dopiero nadejdzie. I niczym nieuzasadnione poczucie siły oraz przeczucie, że stworzę coś tak wielkiego, że nawet ja sama będę na to spoglądać z niemym zaskoczeniem.
A fale? Teraz one proszą o pocałunek obmywając stopy gór, tak potężnych, że mały człowieczek nie jest nawet w stanie dostrzec ich szczytów ukrytych wśród koron z chmur. Teraz fale nie są już władczym kochankiem obiecującym dotąd nie przeżytą rozkosz i odchodzącym, by nigdy nie wrócić, by znaleźć inny brzeg… Teraz są kochankiem proszącym, uniżonym, chcącym się przypodobać, a ich szum układa się w znów to samo pytanie: czy mogę?... czy mogę?... czy mogę?...
Zanika zapach bazylii i majeranku. Coraz bardziej obecny jest zapach i smak soli. Zmieniły się nie tylko zapachy i smaki. Zmienił się także układ sił w tym miłosnym uścisku. Morze wyrywa się górom z objęć. Wspaniale jest znaleźć się na linii, gdzie uległa zatoka przeradza się w otwarte morze. Bezkresne, potężne, bezlitosne. Wspaniale jest patrzeć na tę potęgę, która niemalże rozrywa płuca nie mogące przyjąć masy powietrza, jaka na nas napiera. To miejsce, gdzie kończą się żarty doświadczonych marynarzy i ludzi morza. Tu ich twarze tężeją w szacunku do potęgi wielkiej wody. Zaczynają mówić jakby o oktawę niżej, są czujni, stąpają ostrożnie sprawiając wrażenie gotowych do przyjęcia ciosu. Niestety czujność często zawodzi. Nie tylko marynarzy. Niby byliśmy gotowi, a jednak świat zawalił nam się na głowę. Tsunami zniszczyło wszystko bez wyjątku. Pozostałe okruchy szczęścia z premedytacją zniszczyliśmy sami… Tak jest lepiej. Nawet okruch wspomnień o dobrym może boleć niczym odprysk szkła w oku… Lepiej jest zapomnieć. Ale zapomnieć nie znaczy wybaczyć. Umiejętność zapominania jest sztuką. Jeszcze większą sztuką jest umiejętność bycia kameleonem. Ludzie Kameleony są mistrzami performansu. Publiczności serwują to, co chcą by ta widziała. Hołdują zasadzie „lepiej niech mnie podziwiają niż mieliby mnie żałować”. Nikt nigdy nie widzi ich łez. Płaczą w samotności. W samotności zdejmują swoje skorupy i liżą rany. I nigdy nikomu się nie przyznają, że ich pancerz bardziej przypomina sito niż tarczę. Ale Kameleony wiedzą, że ich perfekcyjne maski mogą oszukać tylko innych i są niezawodną bronią w walce z dniem. W nocy są bezużyteczne. Noc to pora kiedy Ludzie-Kameleony stają twarzą w twarz ze … sobą. Wtedy są bezbronni. Noc wyostrza zmysły. Wyczerpane nie mają siły, by walczyć ze wspomnieniami, smutkami, pragnieniami.
A fale? Delikatnie obmywają obolałe stopy. Koją zmęczoną duszę. Pozwalają zranionym żelazną dyscypliną myślom dryfować. Do nieznanego portu… Do innego brzegu, na którym fale obmywają stopy innemu, ale równie obolałemu Kameleonowi…  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz